Pierwszymi więźniami w Niemieckim Nazistowskim Obozie Koncentracyjnym w Auschwitz byli Polacy. Najczęściej więźniowie polityczni. Jednym z nich był duklanin - Jan Liwacz. We wrześniu 1939 roku miał 41 lat. Wraz z kolegami podpalił na dukielskim rynku kukłę Hitlera. Aresztowano go za to w październiku. Przez kilka miesięcy przebywał w Niemieckich aresztach (także w Krośnie). Do obozu w Auschwitz trafił 20 czerwca 1940 r. Był w jednym z pierwszych transportów - otrzymał numer 1010.
Przed wojną pracował jako kowal. Jego fach cenny był także w Auschwitz, gdzie wykonywał rzeczy potrzebne w obozie. Pomagał swoim współwięźniom, za co dwukrotnie trafiał do celi śmierci (!!!). Za drugim razem uratował go właśnie fach w ręku. Zdarzyło się, że komendant obozu Rudolf Hoess zgubił klucze do sejfu. Z otwarciem nie mogli poradzić sobie najlepsi niemieccy specjaliści, więc obiecali Janowi Liwaczowi, że jeżeli sejf otworzy to uniknie śmierci. No i otworzył!
W czasie pracy w obozowej kuźni, był na tyle dobry, że zaproponowano mu nawet wyjście z obozu, sprowadzenie rodziny i pracę dla Niemców! Jak na patriotę przystało - odmówił.
Najsłynniejszym zleceniem pana Jana był napis nad bramą obozową, który także zawiera w sobie ciekawostkę. "Arbeit macht frei" ma odwróconą do góry nogami literę B. Stało się tak celowo, w ramach sprzeciwu dla hasła "Praca czyni wolnym". Ta drobnostka, paradoksalnie sprawiała twórcom napisu niemałą satysfakcję.
Jan Liwacz przeżył obóz, po wojnie osiadł w Bystrzycy Kłodzkiej, gdzie dalej trudnił się kowalstwem. Zmarł 22 kwietnia 1980 roku, w wieku 82 lat.
Na podstawie: "Jan Liwacz człowiek z żelaza" Polska The Times.
Fot.: Wikipedia Commons
Przed wojną pracował jako kowal. Jego fach cenny był także w Auschwitz, gdzie wykonywał rzeczy potrzebne w obozie. Pomagał swoim współwięźniom, za co dwukrotnie trafiał do celi śmierci (!!!). Za drugim razem uratował go właśnie fach w ręku. Zdarzyło się, że komendant obozu Rudolf Hoess zgubił klucze do sejfu. Z otwarciem nie mogli poradzić sobie najlepsi niemieccy specjaliści, więc obiecali Janowi Liwaczowi, że jeżeli sejf otworzy to uniknie śmierci. No i otworzył!
W czasie pracy w obozowej kuźni, był na tyle dobry, że zaproponowano mu nawet wyjście z obozu, sprowadzenie rodziny i pracę dla Niemców! Jak na patriotę przystało - odmówił.
Najsłynniejszym zleceniem pana Jana był napis nad bramą obozową, który także zawiera w sobie ciekawostkę. "Arbeit macht frei" ma odwróconą do góry nogami literę B. Stało się tak celowo, w ramach sprzeciwu dla hasła "Praca czyni wolnym". Ta drobnostka, paradoksalnie sprawiała twórcom napisu niemałą satysfakcję.
Jan Liwacz przeżył obóz, po wojnie osiadł w Bystrzycy Kłodzkiej, gdzie dalej trudnił się kowalstwem. Zmarł 22 kwietnia 1980 roku, w wieku 82 lat.
Na podstawie: "Jan Liwacz człowiek z żelaza" Polska The Times.
Fot.: Wikipedia Commons
Komentarze
Prześlij komentarz